fbpx

Kryzys w rozwoju. Jak (nie) pomagać?

Temat pomagania jest u mnie żywy od momentu kiedy sama szukałam pomocy i kiedy jej (na pierwszej wizycie u psychologa) nie dostałam. Temat mnie inspiruje z powodów empirycznych, zarówno z perspektywy osoby, która potrzebowała pomocy jak również kiedy jestem wsparciem dla innych. To co przeczytasz jest tylko i wyłącznie moim doświadczeniem i tego, czego się nauczyłam. Jeśli kogoś zacytuję to wyraźnie to zaznaczę.

Zagubiona królowa dżungli

Był rok 2000, kiedy po raz pierwszy szukałam profesjonalnego wsparcia. Wtedy nie mówiło się za wiele o depresjach i kryzysach. Weszłam do pani psycholog, usiadłam i mówię, a właściwie płaczę, że nie mam już siły. Coś tam opowiedziałam już nie pamiętam co, ale bardzo dobrze pamiętam co odpowiedziała ta pani: -„Proszę się wziąć w garść i nie uwieszać na ludziach”. Wyszłam stamtąd w gorszym stanie niż przyszłam i zraziłam się do takich wizyt na parę lat. Miałam trudny start w dorosłość i owszem spotykałam na swojej drodze osoby, którym wiele zawdzięczam, ale nie nazwałabym to uwieszaniem. Nie widziałam kierunku, światła, żadnego znaku ani drogi i miałam takie uczucie, że albo „odkładasz widelec” jak mówi Pepsi Eliot :) albo wstępuje w Ciebie anioł i dajesz się prowadzić niewidzialnej sile. 

Jak sięgnę pamięcią to ja wtedy nic nie rozumiałam o czym jest świat czucia siebie. Totalna dysocjacja. To była depresja i mocne stany lękowe. Mieszkałam wtedy w akademiku daleko od domu, pracowałam w nocy w barze żeby móc studiować a w dzień chodziłam na uczelnię. Na zewnątrz wszyscy myśleli, że mam super życie, ładna, zaradna, uśmiechnięta. Ludzie którzy cierpią i nie wiedzą jak sobie pomóc czują się osamotnieni i często dobrze ukrywają swój problem. Kiedy to piszę i wspominam to mam wrażenie że już parę razy umarłam i byłam już kilkoma osobami po drodze :) Duża wdzięczność za tę drogę.

Nie będę się tu mądrzyć co mi się wydaje. Mocno dotknęłam temat osobiście i 24 lata później mam swoje obserwacje, własną historię, epizody innych, leczenie, terapię, szkoły, warsztaty, wsparcie, brak wsparcia etc. Dziś stoję po drugiej stronie, wspierając innych.

Z którego miejsca idziesz pomagać?

Nie pomożesz innym jak sam jesteś w rozsypce, tu się pewnie ze mną zgodzisz. Jak sam nie masz, to nie dasz. Ale są też takie sytuacje że masz i dajesz, ale zabierasz tej drugiej osobie jej moc do zmiany. Dzieje się tak, kiedy nie rozumiemy procesu zmiany i/lub ściągamy z innych odpowiedzialność. Dlatego zawsze pytanie jest z jakiego miejsca dajesz. Czy idziesz pomagać z własnej niewygody lub osiągnięcia korzyści czy idziesz do drugiej osoby i jesteś dla niej? Wcale to nie jest takie oczywiste. 

Według mnie często działamy zbyt impulsywnie. Nie sprawdzamy, co potrzebuje druga osoba tylko realizujemy swój plan. Taka moja obserwacja m. in. z warsztatów, które prowadzę lub na których asystuję. To nie jest zarzut, myślę że to jest często pokłosie wychowania przez rodziców w latach 70-80-tych i tak po prostu było, że weszliśmy w dorosłość mocno pokiereszowani. A że kolejność jest taka, że pomożesz komuś dopiero jak ogarniesz siebie to ta ścieżka się wydłuża :) Żeby nie było, ja też często nie umiałam być wsparciem, wyskakiwałam z radami bez zlecenia.

"Najpierw załóż maskę sobie, potem dziecku..." - znasz prawda?

Wiesz dlaczego musimy być emocjonalnie dojrzali i ugruntowani jak chcemy pomagać lub odpowiedzieć komuś na jakiś zarzut? Bo inaczej odpali nam się trauma, trigger i zareagujemy z lęku lub z jakiejś rany, żeby chronić siebie i przerwać ten niewygodny moment, czyli taki kiedy komuś jest źle. Zamiast wsparcia, zrobi się większy dystans.

Niewygodnie Ci, gdy płaczę?

Wyobraź sobie, że jesteś na warsztatach rozwojowych, tematyka obojętna. Ludzie przychodzą z różnych powodów na takie zajęcia, ale generalnie celem jest rozwój, poszerzenie się, samoświadomość, bycie obecnym. Ten rodzaj rozwoju to wejście w doświadczenie. Przychodzimy poczuć. Poczuć i doświadczyć. Otworzyć coś w nas lub/i ucieleśnić. Czucie jest przepustką do zmiany. Kiedy to rozumiemy, łatwiej nam zatrzymać swój impuls do natychmiastowej pomocy innym, nawet kiedy nam z tymi uczuciami drugiej osoby niewygodnie. 

Kiedy następnym razem poczujesz taki impuls, sprawdź najpierw z jakiego miejsca chcesz komuś pomóc? Jeśli robisz to, bo czujesz napięcie i chcesz ratować siebie to nie pomagasz drugiej osobie. Zaobserwuj to w sobie. Pamiętaj, że na sali jest prowadzący i asystenci, których zadaniem jest trzymać przestrzeń i dać wsparcie uczestnikom, jeśli jest taka potrzeba. Możesz się spokojnie zająć sobą :) 

Włączył Ci się "ratownik"?

Gdy zaobserwujesz, że wchodzisz w rolę ratownika, zapytaj siebie czemu to robisz. Ratownik to jedna z osób w tzw. trójkącie dramatycznym, która nieświadomie tańczy destrukcyjny taniec z ofiarą i katem. Nie chodzi o to, żebyś nie poczuł tych ról (jeśli je odgrywasz), ale żeby zauważyć, zrozumieć i wyjść z tych destrukcyjnych interakcji. Każda z tych ról czerpie korzyści ze swojej roli i często nieświadomie ranią siebie nawzajem. Ratownik pomagając innym realizuje potrzebę bycia docenionym i pragnie być zauważony. Kieruje uwagę na zewnątrz często odwracając się od własnych problemów. Nie byłoby nic w tym złego, gdyby nie to, że taka pomoc jest nieskuteczna. Wszystkie 3 role są emocjonalnie niedojrzałe. Więcej o trójkącie Karpmana (trójkącie dramatycznym) i jego zależności przeczytasz TUTAJ.

Czuj i daj czuć innym

Rozumiejąc proces emocjonalnego dojrzewania i to, że składnikiem do trwałych zmian jest czucie, pozwalajmy zarówno sobie jak i innym czuć emocje. Smutek czy płacz jest często pierwszym wentylem, który może wpuścić do życia trochę światła. I tu mogą się przydać drugie, ale obecne oczy pełne zrozumienia, czasem słowo lub przytulenie. Dla wielu „drugich oczu” będzie to niewygodne, odpalą się nawyki pocieszania, zagadywania, robienia wszystko, żeby zakończyć czucie. Jeśli masz taki nawyk, złap to świadomością. Jeśli jesteś na warsztatach, zajmij się w pierwszej kolejności sobą. Jeśli jesteś ugruntowany, spokojny i czujesz, że dajesz z poziomu serca i zauważyłeś, że ktoś potrzebuje wsparcia  – podejdź i zapytaj czy czegoś potrzebuje. Czasami więcej pomożesz nie robiąc nic niż robiąc coś źle.

Szacunek dla drogi

Rozwój w dorosłym życiu to odwaga do stanięcia w prawdzie i mam duży szacunek dla tej drogi i wszystkich, którzy „idą”. Rozumiem zależności, opory, ból, regresy. Dziś też są dni kiedy boli, ale świadomość i rozumienie szybciej ten ból transformuje. Nauczyłam się ucieleśniać i nie boję się czuć, być może dlatego mam duże zaufanie do siebie kiedy pomagam. Dostaje feedback od osób po warsztatach ale też sama widzę i obserwuję co działa. Czasami pomoc polega na tym, że trzeba odejść i poczekać z boku. Być obok ale nie zniknąć. Musimy pamiętać, że osoba która jest na początku drogi może nie potrafić jeszcze postawić granicy i o siebie zadbać i będzie niosła zarówno swój dyskomfort jak i ciężar osoby „pomagającej”, która np. będzie pocieszać lub bez jej zgody, dotykać. Bądź uważny.

Jest wiele zależności jak wiele sytuacji i ludzi. Inaczej podchodzimy do osoby, która utknęła w roli ofiary i czerpie korzyści z litowania się nad sobą i nie chce tego zmienić. Inaczej do osoby, która jest gotowa wziąć odpowiedzialność za siebie, ale potrzebuje prawdziwego uznania jej bólu, żeby pójść dalej. W obu przypadkach celem jest wyjście ze starego i wejście w nowe, ale sposób podejścia osoby wspierającej może się różnić. Wyczucie tego pola to są subtelne energie, które nawet nie jestem w stanie wyjaśnić słowami lub wrzucić do technik, to odbywa się na poziomie duszy, energii i intencji czystego serca.

Z perspektywy osoby cierpiącej

Kiedy mam wątpliwość jak pomóc, wchodzę do wspomnień kiedy byłam w podobnym i przypominam sobie co mi pomagało a co nie. Jedno z trudniejszych momentów kiedy było mi źle było poczucie, ze jestem niewidzialna. Po jednej stronie doświadczałam brak zainteresowania, po drugiej przegadywanie i pocieszanie, że będzie lepiej i żebym się wzięła w garść. Osoba smutna myśli często, że inni się uśmiechają bo są szczęśliwi, tylko ona nie a niestety obecne instagramy często nie ułatwiają wyjść z tych myśli.

W pomaganiu chodzi o to, żeby stanąć gdzieś pośrodku i dać swoją obecność. Nie ignorować i nie przegadywać. Dać drugiej osobie oczy pełne szacunku i obecności, powiedzieć że jesteś i może na Ciebie liczyć. Jeśli nie wiemy co powiedzieć, lepiej nie mówić nic. Mniej mówienia, więcej słuchania. Najczęściej osoba chce być wysłuchana. Zapewniam Cię, że nie chce Twoich rad. Chyba że zapyta o to sama.

"Widzę Cię!"

Dobrze jest zapamiętać to zdanie, może się przydać. Zamknij oczy, wyobraź sobie jak ktoś siada obok Ciebie, gdy jest Ci źle i mówi szeptem „Widzę Cię”! Jak się wtedy czujesz?

Rozwijaj inteligencję emocjonalną

Moim zdaniem jedną z kompetencji, które warto rozwijać jest umiejętność rozpoznania i zarządzania swoim wehikułem z postawy respond not react!, czyli odpowiadać a nie reagować. Jest to możliwe, kiedy jesteśmy w kontakcie ze sobą i nie reagujemy z nawyku lub z jakiejś rany. Można się tego nauczyć i jest to proces.

Polecam pracę z ciałem i jak najwięcej wchodzić w doświadczenie. Samo zdobywanie wiedzy według mnie to za mało. Chodzi o wzmocnienie postawy, która będzie Cię chronić i wspierać w trudnym. W momentach dyskomfortu (np. triggera) nie jesteś w stanie użyć żadnych regułek :) Wchodzi za duża emocjonalność i nawyki, które wtedy nami kierują.

Jako uzupełnienie pracy z ciałem prowadzę warsztaty Inteligencja emocjonalna i komunikacja intra i interpersonalna. 

Zobacz program poniżej i sprawdź najbliższe terminy. W tej ofercie Sages to szkolenie jest zdalne. Napisz do mnie, jeśli interesuje Cię to szkolenie na żywo.
https://www.sages.pl/szkolenia/inteligencja-emocjonalna-i-efektywna-komunikacja-w-organizacji